Nieudolne partie polityczne grzebią nasze państwo

Autor: Paweł Lechowski Data dodania: 15 grudnia 2010 16:49 Kategoria: Felieton redakcyjny

Czasy kiedy polityka była cnotą dawno minęły

Mamy cyniczną władzę, którą sami wybraliśmy, w ramach demokracji, czyli rządów motłochu.  
 
 Politykiem jest dzisiaj:

  • Osoba ze wszech miar kompetentna, która  zna się  na wszystkim.
  •  Gotowa do poświęceń, zatroskana o dobro wszystkich  ludzi.
  •  Ośmieszająca konkurentów  jako   ludzi niekompetentnych  i celujących we władze,   

Przykłady  demokracjI:
 

Państwo Polskie ma was w dupie !

Autor: Paweł Lechowski Data dodania: 12 listopada 2010 23:47 Kategoria: Felieton redakcyjny

Mam w pamięci zdjęcie z reportażu zamieszczonego w „Rzeczpospolitej” w  2003 r. Stoi w drzwiach stodoły starsza kobieta ubrana w roboczy fartuch. Jest wprawdzie wyprostowana  ale ramiona i plecy ma opuszczone. Na głowie biała chusta. Widać zmartwienie wypisane na  pomarszczonej twarzy. Mimo tego oczy śmiało patrzą przed siebie.   Tylko ręce demonstrują gest opuszczenia. Prawa dłoń trzyma lewą. To  symbolizuje chęć kompromisu. W rysach i postawie odbija się przygnębienie i smutek.  Tak wygląda żebraczka, która chce od Polskiego Państwa, rentę żeby na starość nie musiała pracować.  Jak Polska opiekuje się swoimi dziećmi, które położyły własne życie na szale narodowej, świętej sprawy, widać na przykładzie Sabiny Potoczak.   Pracowała przy wyrębie od 8 roku życia. Nie ma dokumentów, że dostawała 25 dkg chleba dziennie, że był głód i zimno.   Deportowana na Syberie, całe życie gdzieś pracowała. To były smutne losy polskich rodzin: ojciec zamordowany, matka i rodzeństwo wywiezieni. W 2003 r, ma 71 lat i stara się o rentę.   Ujęła się za nią dziennikarka „Rzeczpospolitej”, bo   ZUS każe jej dalej  pracować. Lekarz orzecznik ZUS powiedział Sabinie Potoczak, że jest „zdrowa jak kobyła”. - Mogłaby Pani jeszcze raz jechać na Syberię.   Dla ZUS-u to  symulantka. Po co jechała na Syberie. Że było zimno – na Syberii zawsze jest zimno, mogła jechać do Kazachstanu gdzie upał dochodził do 45°C, gdzie  woda była skażona i też brakowało jedzenia.  Że, musiała wyrobić normę, a normy ustalono ponad ludzie siły. Norma dla lekarza orzecznika – zwyczajna rzecz.  Że, bardzo dużo ludzi umierało z powodu wycieńczenia, odwodnienia i wszelkiego rodzaju chorób zakaźnych, szczególnie dezynterii i schorzeń dróg oddechowych.  Trudno - uraz powstał w dzieciństwie  renta się nie należy. Jeden sąd, drugi sąd i dalej renta się nie należy. Dla polskiego państwa   Sabina Potoczak jest odpadem.  ZUS wydał instrukcje jak się pozbywać takich odpadów i lekarze orzecznicy to robią. Dla budżetu państwa    ZUS dobrze robi, że odmawia tych  500 zł Sabinie Potoczak i wielu innym też nie  uznaje  inwalidztwa wojennego. Przez to poprawia się sytuacja finansów publicznych. Najlepiej jakby ci  ludzie w ogóle nie zgłaszali się po renty i emerytury, albo nie   dostarczali do ZUS stosownych dokumentów. Ludzie są sami sobie winni, że są starzy chorzy i że nie zbierali papierków ze swoich wojaży po Związku Sowieckim.  Mamy 11 listopada i trzeba to powiedzieć: Państwo Polskie ma was w dupie. Kapitału wciąż nie policzyło 4 mln Polaków. W ub. roku - 20 proc. ubiegających się o emeryturę. A to oznacza, że nie dostarczyli do ZUS dokumentów potwierdzających zarobki i sam fakt zatrudnienia przed 1999 r.  Władzom Związku Sowieckiego zależało na darmowej sile roboczej, wykorzystywała bez skrupułów biedną ludność przesiedleńczą. Socjalistyczna Polska się o nich upomniała i mogli wrócić do kraju. Jak wiadomo tylko niektórzy z licznych Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego powrócili szczęśliwie do kraju, zawdzięczając to pertraktacjom premiera generała Sikorskiego, staraniom generała Andersa a nawet komunistycznej działaczki Wandy Wasilewskiej. Tylko władzom III RP  nie zależy na tych ludziach, nie zależy na sprawiedliwości, chodzi wyłącznie o kasę, o  oszczędności w systemie ZUS. Nasze państwo jest  podobne do  III Rzeszy i Związku Sowieckiego tym, że   nie ma  zahamowań wobec własnych obywateli.  Nie trzeba komunizmu albo nazizmu - liberalizm też potrafi    eksterminować całe grupy społeczne. W przypadku Sybiraków robi to rękami ZUS-u. Starzy sybiracy to bezużyteczni ludzie, którzy nie pasują do doskonałego państwa polskiego. Państwo POlskie ma ich w dupie.  PO co na nich łożyć?  Dlatego w Wolnej Polsce Sabina Potoczak nie otrzymała pomocy. Czy  doczeka się pomocy od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu?

O tym jak Tusk się moralnie wypalił

Autor: Paweł Lechowski Data dodania: 28 października 2010 20:29 Kategoria: Felieton redakcyjny

Każda kultura ma własne podejście do zagadnienia śmierci i sposoby postępowania przy stracie osoby bliskiej. Wdowie po oficerze BOR poległym w Smoleńsku rząd Tuska odmówił przyznania renty wdowiej. Argumentowano tym, że wdowa po oficerze ma tylko 36 lat, nie ma dzieci i że pracuje, czyli osiąga dochody z pracy. Przypomnijmy rządzącym jak w naszej kulturze  należy  postępować w obliczu śmierci  na posterunku, w   służbie Państwu Polskiemu.  Prawo do pensji wdowiej określała przedwojenna ustawa „0 zaopatrzeniu emerytalnem funkcjonarjuszów państwowych i zawodowych wojskowych”  z 11 grudnia 1923.  Artykuł 69 tej ustawy przewidywał, że wdowa nie ma prawa do pensji tylko w dwóch przypadkach: jeżeli małżeństwo zostało zawarte z emerytem lub jeżeli wspólność małżeńska została sądownie rozdzielona bez obowiązku męża do utrzymywania żony. Wdowa po funkcjonariuszu państwowym, względnie zawodowym wojskowym, która weszła ponownie w związek małżeński, otrzymuje na prośbę albo jednorazową odprawę w zamian za pobieraną pensję wdowią, albo zachowuje prawo do pensji (art. 74). Komuniści po dojściu do władzy mocno ograniczyli prawo do pensji wdowiej, gdyż wprowadzili przepis: „Jeżeli osoba, uprawniona do zasiłków (art. 1), ma lub uzyska środki zapewniające jej egzystencję, prawo do zasiłków ulega zawieszeniu na czas posiadania tych środków.” (art. 5. dekretu z dnia 13 listopada 1945 r. o zasiłkach i pomocy dla wdów i sierot po ofiarach wrogów demokratycznego ustroju Polski).  Po tragedii smoleńskiej  często słyszeliśmy wypowiadane ze strony przedstawicieli państwa słowa o smutku i żalu. Właściwe postępowanie oznacza działanie mające na celu pomoc. Ze strony państwa słowa takie jak smutek i żal po tragedii smoleńskiej konfrontowane są z przepisami ubezpieczenia społecznego. Przepisy dotyczące przyznawania rent i emerytur funkcjonariuszom BOR mówią, że nawet jeśli dana osoba nie kwalifikuje się do świadczenia przyznawanego na normalnych zasadach, może zostać objęta rentą specjalną (Art. 8). O takiej rencie decyduje minister MSWiA Jerzy Miller. Jeżeli ktoś jest mieszkańcem danego kraju,a w szczególności ministrem,  to ma obowiązek zachowywać się zgodnie ze standardami danego kraju. W naszej kulturze  właściwe postępowanie oznacza działanie mające na celu pomoc kobiecie, której parter zginął w trakcie służby dla kraju. Związki  z partnerami-borowcami zatrudnionymi przez ministra Millera są narażone na bardzo duże ryzyko, że nie doczekają starości. Ludzie będą długo pamiętać brak poszanowania wdowy po oficerze i jej faktyczną deprecjacje. W ten sposób następuje dezorientacja jeśli chodzi o kluczowe wartości społeczne.  Tusk rządzi społeczeństwem pod dyktando  zwyrodniałej ekonomii reprodukcji. Marginalizacja śmierci funkcjonariusza państwowego oznacza, że  system kapitalizmu-liberalnego się moralnie wypalił.

Bus narzędziem polityki społecznej Tuska

Autor: Paweł Lechowski Data dodania: 21 października 2010 18:57 Kategoria: Felieton redakcyjny

 

Ostatni raz Pani Anna widziała sąsiada kiedy rano powiedział jej zwyczajowe „Dzień Dobry”. Pan Józef bezrobotny ojciec trojga dzieci spieszył się do pracy. Zawsze o 6 rano na przystanku przy kościele zbierali się jadący do pracy przy zbiorze jabłek. PKS kosztuje 10 zł a bus tylko 3 złote.   W ten poniedziałek miało być podobnie, ale busy się spóźniały. Może dlatego, że była wyjątkowo paskudna pogoda. Kierowcy nie lubią kiedy mgła z nad pól nadchodzi falami. Grupa zziębniętych ludzi nerwowo przestępowała z nogi na nogę. O czym wtedy rozmawiali. Może o tym jak trudno żyje się na wsi bez zasiłku i emerytury. Pan Józef coś wie na ten temat.  Bezskutecznie od roku zabiega o pracę. Chwyta się różnych zajęć Tym razem załapał się na zbiory jabłek. Plantatorzy płacą po 6 zł za godzinę. Dziennie można zarobić nawet 50 zł. Taka kwota jest nie do pogardzenia, w sytuacji kiedy we wrześniu rozpoczął się rok szkolny, a dzieciom trzeba kupić nowe książki i zeszyty. Mieszkańcy wsi  czekali na ten jabłkowy październik. Zima była długa,  na przednówku przyszła powódź. Każdy z oczekujących na przystanku  ma jakieś plany, dobrze wie  co na co wydać  zarobione pieniądze.  Ludzie mówią, że wcześniej  nie było tak  źle. Prace dawał jedyny okoliczny zakład, w którym dla Gerlacha robiło się noże i widelce. Pogorszyło się dopiero za wolnej Polski. Co to za wolność kiedy nie ma pracy. Prawo do pracy to prawo naturalne, czyli takie, które nie zależy od władzy państwowej, bo jest wcześniejsze od prawa stanowionego prze te władzę. Prawo naturalne oparte jest na naturze ludzkiej, nie można go zniszczyć lub zabrać człowiekowi. Prawo naturalne jest nadrzędne przy tworzeniu prawa państwowego, nawiązuje do godności człowieka, powszechnego dobra i sprawiedliwości społecznej, a nie dążenia władzy do zaspokojenia własnych doraźnych interesów. Takie prawo miała Antygona, kiedy chciała pochować swojego brata wbrew prawu państwowemu. Prawo naturalne jest bardziej stabilne i trwałe od prawa stanowionego, gdyż odnosi się do woli Bożej, która podyktowała człowiekowi uniwersalne i niezmienne zasady postępowania w zbiorowości. Każdy człowiek od dziecka najpierw czuje, a potem rozumie co to jest prawo naturalne, Niedawno do naszego premiera napisała maila 10 letnia dziewczynka Łodzi. Jej mama jest z zawodu nauczycielką. Tata od 7 lat z nimi nie mieszka. Chociaż mama się stara, szukanie pracy jej nie wychodzi. Dziecko czuło, że  prawo do pracy dla mamy   jest czym ważnym, że się  mamie należy.   Praw  pochodzących  od Boga nie trzeba ludzi uczyć. Właśnie dlatego mała Natalia  zwróciła się o pomoc do kancelarii premiera. Niestety urzędnicy kancelarii nie zostali przeszkoleniu do udzielania rzeczywistej pomocy. Nawet się nie zorientowali kto do nich napisał. Przypomina mi się słynny obraz Normana Rockwella, pokazujący  małą czarną dziewczynkę z warkoczykami, ubraną w białą sukienkę, która  pod eskortą policji zmierza do szkoły, żeby się uczyć ze swoimi  białymi rówieśnikami.   W historii ludzkości były takie momenty, że władza państwowa stawała po stronie małych dziewczynek.  Panie premierze niech pan pomoże  Natalii.  Pan przecież wie ile kosztuje chleb w sklepie, ile zarabia pielęgniarka, gdzie znaleźć pracę też Pan powinien wiedzieć. Jedyne co premier może nie wiedzieć to ile kosztuje przejazd metrem – premierzy z oczywistych względów nie jeżdżą metrem.  Dlatego po odejściu z polityki przechodzą bolesny okres adaptacji.  Pierwsze prawo bycia premierem mówi: "Premier, który  nie pomaga małym dziewczynkom, medialnie na tym traci". Skoro premier, nie pomoże to co pozostaje? Człowiekowi  nawet jak jest zdrowy i może pracować. pozostaje ośrodek pomocy społecznej.  Co prawda w gminie jest taki  ośrodek pomocy społecznej, ale on pomaga  doraźne, jak komuś się spali chałupa, albo dotknie go inne nieszczęście. A tu trzeba dzieciom zrobić do szkoły kanapki. W Polsce codziennie 120 000 głodnych dzieci przychodzi do szkoły. Głodne dziecko nie będzie się dobrze uczyło, a jak się nie będzie uczyło to zostanie na tej swojej wsi i odziedziczy biedę po rodzicach. Nie raz, nie dwa słyszeliśmy jak pięknie   miało być w naszym królestwie. A dzieci jak były głodne tak są nadal głodne. Coś musi tym ministrom nie wychodzić ich polityka. Dziwne, że żaden z nich nie pomyślał, żeby każdemu dziecku w szkole dać jabłko. Tyle tutaj jest jabłek.  Grójeckie to jabłkowe zagłębie. Przypuśćmy, że mamy  ministra, który chce zamówić jabłka dla głodnych dzieci w szkole. Sprawa staje na Radzie Ministrów. Od czasów rewolucji bolszewickiej wiadomo, że  Rada Ministrów to najlepsze miejsce do decydowania o zakupie jabłek i konserw dla biednych ludzi. Minister finansów określa budżet projektu. Żeby wyciągnąć kasę od Unii przesyła projekt do ministra od funduszy unijnych. Mamy szczęście, że unijna polityka spójności określa jabłka i marchewki jako owoce. Dzięki temu jabłka dla polskich dzieci mieszczą się w celu horyzontalnym na lata 2007-2013. Urzędnicy uzgadniają, departamenty pracują, kolejne miesiące mijają.  Politycy przed wyborami dużo obiecują, a  ich obietnice wiszą jak te jabłka na drzewach.  Podjechał bus. Pasażerowie w milczeniu siadają na drewnianych ławkach. Bus to taka furmanka dla biednych ludzi. Zarejestrowana na 9 osób zmieści nawet 20.  Dla pana Jozefa nie starczyło miejsca. Cieszy się bo nadjechał następny bus. Na PKS go nie stać, a jechać musi.
«Wstecz 1 2 

 Ilość odsłon:7909952